Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Obecnie niepodobna mi na to panu odpowiedzieć.
— Panie doktorze, patrz pan! wołał Oktawiusz, krew z niej uchodzi. Powstrzymaj pan tę krew! błagam, zaklinam!
Krew w rzeczy samej płynęła obficie z głębokiego skaleczenia zwierzchniej części prawej ręki; zranionem jednak było tylko ciało.
— Nie pojmuję zkąd to skaleczenie nastąpić mogło, rzekł lekarz. Niewątpliwie jakiś ostry i twardy przedmiot znajdowwał się na deskach podłogi teatralnej, w miejscu, gdzie dziewczę upadło.
— Pozwól pan upewnić się, że to nic nie jest, ozwał się ów mężczyzna w niebieskich okularach. Ta rana poprzedziła upadek. Nie spuszczałem wzroku z artystki przez całą scenę uwięzienia. Widziałem, że krew wytrysnęła w chwili, gdy lina się zerwała, a ująwszy pod rękę komisarza odszedł z nim na bok. Czy pan mnie poznajesz? zapytał.
— Nie, odrzekł komisarz, lubo pańska fizjonomia obcą zupełnie mi nie jest. Zdaje mi się jak gdybym pana gdzieś widział.
Mężczyzna w okularach dobył z kieszeni pugilares, a z pugilaresu kartę dziwnego kształtu, jaką pokazał komisarzowi mówiąc:
— Jestem Jobin, agent jednego z policyjnych oddziałów7. Mam honor służyć na pańskie rozkazy, do wyprowadzenia bezzwłocznego śledztwa, jakie, mniemam, osądzisz pan, iż rozpocząć natychmiast potrzeba.
— Śledztwa co do tego wypadku?
— Panie, chciej wierzyć iż nie był to wypadek.