Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moja przyjaciółka pochyliwszy czoło, ukryje się na nowo w ciemność pokutniczą, z której pragnęłaby wyjść dla ciebie.
„Gdybyś zaś przeciwnie, uczuwał się być zdolnym do wykreślenia na zawsze z pamięci owych długich lat osamotnienia, przybądź jutro z rana o jedenastej na ulicę Ville-l’Eveque, do pałacu d’Auberive.
„Jutro więc, lub nigdy!

Henryka d’Auberive“.

Po ukończonem czytaniu, list wypadł z ręki Andrzeja, podczas gdy myśli mięszały mu się w głowie bezładnie, a urywane zdania wybiegały na usta.
— Odnaleść matkę! wyszepnął, matkę, która mnie kocha i chce żyć dla mnie! O! jakież niewysłowione szczęście spotyka mnie w chwili, gdym upadł pod ciężarem niedoli bez granic! Jakiż dziwny zbieg przeznaczenia! Mamże jednak prawo być szczęśliwym? Uśmiechać się do promieniejącej nadziei, gdy Herminia drży zrozpaczona i płacze? Nie, nigdy! Radość podobnie samolubna byłaby podłością. Herminia! przedewszystkiem Herminia! Wszystko dla niej. Ocalić ją, lub umrzeć!
Po chwili milczenia mówił dalej:
— A jednak pomimo wszystko, żałoba pokrywająca me myśli, mniej czarną być mi się zdaje. Cudowne owo zdarzenie daje pomyślną wróżbę. Zły los nakoniec przestanie mnie może prześladować. Jakieś dziwne przeczucie mi mówi, że pośród owej ponurej nocy cierpień, promień pociechy zabłyśnie nademną i Herminią.
Podniósł list, przeczytał go po raz drugi z uwagą,