Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tu robi pod tem fałszywem nazwiskiem? To dziwna!
Croix-Dieu szedł wciąż na górę.
Ów miody mężczyzna niechcąc się z nim spotkać, a obawiając się, by jego podpatrywanie odkrytem nie zostało, pobiegł szybko i zatrzymał się nawprost swojego mieszkania, do którego wszedłszy, zamknął drzwi na klucz za sobą.
Ów pokój, a raczej gabinet, tak bowiem szczupłe były jego rozmiary, tworzył część mieszkania z trzech pokoików się składającego. Dwoje drzwi doń prowadziło. Drzwi z lewej przytykały do opróżnionego lokalu, z prawej do pokoju barona, wynajętego przezeń pod nazwiskiem Krysztofa Bréchu.
Sprzęty w mieszkaniu nieznajomego były nader skromnemi. Składały się one z prostego drewnianego łóżka, stolika, orzechowej komody i czterech krzeseł. Nie było tu pieca ani kominka. Podczas zimy wstawiano mały piecyk blaszany. Okrągła dziura, przebita na wysokości dwóch metrów w ścianie drewnianej, z prawej strony, zastawiona kawałkiem deseczki drewnianej, oznaczała miejsce, którędy była poprowadzoną rura z tego pieca.
Filip, przybywszy na kurytarz drugiego piętra, zapalił nowa zapałkę, otworzył drzwi swego mieszkania, wszedł, a zamknąwszy je na klucz, popchnął wewnętrzną zasuwkę, poczem rozpaliwszy dwie świece, zdjął z siebie torbę podróżną, rzucił ją na łóżko, i padł na wielki stary fotel, jak człowiek ciężko zgnębiony.
Napróżno sobie powtarzał: „Niemam się czego obawiać“. Dziwna, nieznana trwoga ogarniała go pomimowolnie. Daremnie mówił sobie „Osiągnąłem cel za-