Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wynajęty fiakr zatrzymał się na ulicy de Boulogne, przed okratowaniem pałacyku.
Herminią wysiadłszy, zadzwoniła; przeszła podwórze chwiejącym się krokiem, nie spostrzegłszy iż nie wzięła woalki, i że tym sposobem ktoś ze znajomych Andrzeja, lub jego służba mogli widzieć jej oblicze. Weszła, na schody, a spotkawszy Edmunda w korytarzu, zapytała cichym, drżącym głosem:
— Jest pan twój w domu?
— Jest, pani wicehrabino, odrzekł służący.
Usłyszawszy wygłoszonym swój tytuł, Herminią zadrżała od stóp do głowy.
— Pójdę oznajmić panu o przybyciu pani wicehrabiny, rzekł Edmund.
Pani de Grandlieu nie słyszała słów jego. Instynktownie przypomniawszy sobie drogę, jaką przebiegała przed kilkoma miesiącami, ażeby przybyć do leżącego w agonii Andrzeja, otworzyła drzwi dostrzeżone na wprost siebie i wbiegła do pokojów na parterze.
San-Rémo dosłyszawszy gwałtowne dzwonienie do bramy, wzdrygnął się z trwogą. Przeczucie jakiejś katastrofy ścisnęło mu serce; gdy posłyszał krok szybki i lekki w salonie.
Drzwi tego pokoju nagle się otworzyły. Herminią w progu się ukazała.
Była tak bladą, jak gdyby jednej kropli krwi w żyłach jej nie pozostało. Zaledwie postąpiła parę kroków, wzburzenie nerwowe, jakie ją dotąd podtrzymywało, nagle zniknęło. Siły ją opuściły, nogi zachwiały się pod nią, i gdyby był Andrzej nie podbiegł ażeby ją podtrzy-