Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwoliłaby się choć na kilka minut owładnąć wzruszeniem i padłszy do stóp męża, błagałaby przebaczenia z tą porywającą, z serca płynącą wymową, na jakiej w ważnych wypadkach nie zbywa córkom Ewy.
Hrabina de Tréjan była kobietą innej natury. Zupełny brak serca bronił ją przeciw wszelkim choćby chwilowym uniesieniom. Szybko zapanowała nad pierwszem swem pognębieniem. Teraz uczuła się być panią siebie, a pochyliwszy się do ucha barona Croix-Dieu, wyszepnęła:
— Zbyt długo już trwa ta obmierzła scena. Mnie dotknie jeszcze ta śmieszność, jaką okrywa się ów nieszczęśliwy, a ja tego nie chcę! Przetnij to odrazu, baronie.
— Będę się starał, rzekł Filip.
— Spiesz się, co prędzej!
Croix-Dieu postąpił kilka kroków ku Jerzemu, a kładąc mu rękę na ramieniu:
— No! mój kochany, rzekł, bądź-że przecie mężczyzną!
Tréjan, pod owem dotknięciem, zadrżał na całem ciele, jak gdyby po nim przebiegła iskra elektryczna. Zerwał się z krzesła. Otarł chustką resztki łez pozostałych na twarzy, a powiódłszy w około smutnem ponurem spojrzeniem, zatrzymał je na księciu Aleosco.
— Panie hrabio, rzekł książę, chciej wierzyć, iż wynikłe zdarzenie najwyższą przykrość mi sprawia, daję ci na to słowo honoru! Będąc zaś pomimowolną przyczyną tej opłakanej sytuacji, jestem na twoje rozkazy, w razie, gdyby podobało ci się zażądać zadość uczy-