Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sztą czasu na wyjaśnienie tego zjawiska.
Podczas gdy usiłował wydobyć kończate ostrze swej broni, zatopione w luidora Diny Bluet, w ów tkliwy talizman miłości, jakie stal przez wpół zarysowała, Oktawiusz broniąc się machinalnie, zatopił szpadę w piersiach Grisolla. jaka przeszła na wskroś pod ramieniem kapitanowi.
Garybaldczyk krzyknął chrapliwie, i wyrzuciwszy ustami kałużę krwi, upadł na ziemię.
— Ten człowiek umarł! rzekł doktor Bernier pochyliwszy się nad nim.

XV.

Widząc Grisolla na wznak upadającego, zalewającego krwią trawnik, z szeroko otwartemi oczyma, rękoma na krzyż zalożonemi, baron zbladł śmiertelnie.
Dwaj towarzysze garybaldczyka głucho mruknęli, troska była widoczną na ich fizjonomiach.
Croix-Dieu myśłał o straconych sześciu milionach, Tiroux i Gravat o przepadłem śniadaniu.
Pomimo wszystko, ich smutek nie mógł porównać się z zawodem, jaki w chybionych zamiarach spotkał przyszłego małżonka pani Blanki Gavard.
Oktawiusz nie upojony bynajmniej tym tak niespodziewanem zwycięztwem, był owładniony więcej zdumieniem, niż pychą.
Jak niegdyś Dawid po zabiciu olbrzyma Goliata, nasz młodzieniec zdumiewał się patrząc na wywrócone swą ręką owo potężne ciało. Spoglądał spokojnie a nawet smutno, myśląc: