Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

baronowę, z wyjątkiem przyjęć oficjalnych, zaledwie ją znalem. Zdawała mi się być osobą rozumną, powabną, nieco nerwową być może i egzaltowaną, taką mi się być wydała, nie twierdzę jednak, aby nią była w rzeczy samej.
— Zanim pan wszedłeś tutaj, do tego gabinetu, czy wiedziałeś że pani baronowa opuściła dziś w nocy ten pałac?
Ruchliwa twarz Müllera wyrażała zdumienie i smutek.
— Nie wiedziałem, nic nie wiedziałem! zawołał, załamując ręce. Ach! nieszczęśliwa!
Wymówiwszy tę parę wyrazów jak gdyby pomimowolnie, przerwał i zakrył twarz rękoma.
— Co pan chciałeś powiedzieć? Dla czego nie kończysz? pytał sędzia.
— Nic panie, nic! szeptał Müller z widocznem zmięszaniem. Myśl jakaś szalona przemknęła mi nagle, ale już zniknęła. Nie chciej pan jej badać. Nie pytaj mnie zaklinam, bo niemógłbym ci dać objaśnienia.
Pan Boulleau-Duvernet nie miał potrzeby zapytywać. Odgadywał straszne oskarżenie, ukryte pod widocznem powstrzymywaniem się kasjera.
Rozpoczął szybko badanie Jana Lèpaul. Były ów żołnierz nie mógł w niczem oświecić sprawiedliwości. Żaden hałas pośród nocy nie przerwał jego snu spokojnego. Znalazł rano wszystko nietkniętem. Zamki nienaruszone, jak je zostawił wieczorem, ztąd twierdził i utrzymywał z głębokiem przekonaniem, że nikt od strony biura nie mógł wejść w nocy do gabinetu kasjera.
Po dokonanem przesłuchaniu, sędzia śledczy roz-