Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oktawiusz zerwał się z krzesła.
— Co? średnio uzdolniona? zawołał, baronie nie powtarzaj mi tego! Najpowabniejsze stworzenie, jakie kiedykolwiek znalazło się na deskach teatru. Cudowne oczy, które sprawiają zamęt w głowie, usta maleńkie, a jaka kibić, jaka rączka!... Średnio uzdolniona. A! jak możesz mówić coś podobnego?
— Nie będę z tobą dyskutował, odrzekł Croix-Dieu, daremno bym czas tracił. Widzisz wszystko przez różowe szkło. Masz zawróconą głowę. Ale to przeminie!
— Nigdy!...
— Ileż razy to samo powtarzałeś!
— Prawda, ale wtedy sam nie wiedziałem co mówię.
— Mogę ci wymienić kilka pięknych kobiet, w jakich się kochałeś.
— Był to chwilowy kaprys, nie miłość.
— Kochałeś Reginę Grandchamps?
— To znaczy że się nią zajmowałem. Jest to kobieta, znana w wyższym półświatku. Wiesz dobrze baronie, iż gdy powiedzą o kim: On jest z Reginą Grandchamps, to dodaje szyku. Była to próżność z mej strony, ale nie miłość, bo dzisiaj dopiero znam to prawdziwe uczucie. Gdybyś wiedział baronie, jakie to dobre, piękne, szlachetne uczucie! Zdaje mi się, żem był starym i nagle odmłodniałem. Nie poznaję sam siebie!
— I cóż zamyślasz uczynić?
— Kochać Dinah, wyznać jej miłość, być przez nią kochanym, szczęśliwym!
— Ale czy ona cię kocha?
— Do czarta! Miłość udziela się, jak ospa.