Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moja kochana, odrzekł, uważam, iż w głowie ci się mieszać poczyna.
— Dla czego? Czyż nie mam prawa dążyć do najwyższych światowych stanowisk? Nie jestem że piękną, młodą i bogatą?
— Tak, niezaprzeczenie, posiadasz piękność, młodość i majątek.
— A zatem?
— Lecz pomimo tego wszystkiego, jesteś tylko Fanną Lambert, o tem pamiętać ci należy. O! nie przerywaj mi, dodał widząc rumieniącą się młodą kobietę, nie przerywaj, i dozwól mi skończyć. Chciałabyś, mówisz, być księżną? Jest to urojenie, fantazja, jak tyle innych. Masz-li jakiego księcia pod ręką dla siebie?
— Nie mam, ale odnaleźć go mogę każdej chwili..
— Z trudnością, upewniam. Książęta bezżenni rzadko dostrzedz się dają i nader gorliwie są poszukiwanymi na giełdzie małżeństwa. Najbogatsze dziedziczki Francji ofiarują im swą rękę wraz z miljonami, ztąd żaden z nich nie miałby widoków korzyści łącząc się z tobą.
— Ależ baronie, jesteś niegrzecznym, brutalnym.
— Jak każdy, mówiący prawdę, moja kochana. Pozwól mi dodać, że szlachectwo Jerzego warte niezawodnie tyle co rodowody domów książęcych, i że wszyscy ogółem książęta z czasów pierwszego cesarstwa, nie dorównywają starożytnością pochodzenia Tréjan’om. Zostawmy ich więc na stronie, a przejdźmy do markizów. Mam aż trzech dla ciebie do wyboru.
— A! widzisz więc? zawołała Fanny z zadowoleniem.
— Pierwszy z nieb, jest bohaterskim szczątkiem