Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On tego prawdopodobnie nie dokona, nigdy dokonać nie zdoła!
Na te wyrazy, Fanny kapryśnie usta skrzywiła.
— Ach! wiesz baronie, wyrzekła, iż sądząc według tego co od ciebie słyszę, nie obiecującego małżonka miałabym w Jerzym, gdybym wyszła za niego.
Filip de Croix-Dieu, wzruszył ramionami.
— Dziwią mnie twe słowa, na honor! zawołał, gdzież twój zmysł przenikliwości, twa jasna inteligencja?
— Zdaje mi się... zapytała Fanny.
— Źle ci się zdaje, przerwa! baron. Dowiodę ci w ciągu trzech minut niezbitemi argumentami, że Jerzy jest właśnie dla ciebie jakby wybranym mężem i że nie znaleźlibyśmy drugiego podobnie odpowiedniego, choćbyśmy go najstaranniej szukali. Chcesz że posłuchać tego co powiem?
— Najchętniej.
— Przedewszystkiem więc, jeśli się zrzekniesz swojej tyle ci drogiej swobody, to rzecz prosta dla głośno brzmiącego nazwiska, któreby na zawsze pokryło nazwę Fanny Lambert i zarazem na oścież otwarło zamknięte dziś dla ciebie podwoje salonów, nazwiska wreszcie, jakieby dozwoliło ci wejść w arystokratyczne koła Paryża.
— Bezwątpienia; wszak dobrze wiesz o tem baronie, ponieważ ty pierwszy nasunąłeś mi ów projekt.
— Powiedz mi więc, proszę, gdzież magłabyś piękniejsze nazwisko odnaleźć jak hrabiny de Tréjan?
— Mogłabym zostać księżną albo markizą.
Croix-Dieu zaledwie nie wybuchnął śmiechem.