Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! tst! przerwał nagle, Nieprzeszkadzaj!
— Dlaczego?
— Ponieważ sztuka mnie zajmuje, chcę ją posłyszeć!
— Posłyszeć, taką banialukę?
— Dla ciebie banialuka, mnie ona zajmuje, pomimo że nie jest zabawną. Pozostaw mie więc proszę w spokoju.
Regina Grandchamps, której anemiczny towarzysz raz pierwszy tak śmiało stawił czoło, zwróciła się doń plecami, gryząc ze złości swąnie batystową chusteczkę.
Oktawiusz nie obawiał się jej gniewu. Zwrócił całą uwagę na scenę i młodą debiutantkę. Dwaj jego towarzysze, przejęci poszanowaniem dla sześciomilionowego spadkobiercy, poszli za jego przykładem i, nie przemówiwszy słowa, bacznie słuchali.
— Pierwszy akt dramatu przeszedł dobrze. Dinah Bluet, zapanowawszy nad sobą i pokonawszy obawę, rozwinęła w grze całą potęgą swego talentu. Powodzenie jej było zapewnionem.
Piękna jedna scena pozwoliła dziewczęciu przekonań publiczność, iż do posiadanych wdzięków łączy energię i siłę dramatyczną. Wybuchnęły oklaski.
— Brawo! krzyczał Oktawiusz ze wszystkich sił, Brawo! brawo! brawo!
I zaczął bić rękoma z taką energią, że aż mu poodpadały guziczki od rękawiczek.
Regina patrzyła na niego z osłupieniem.
Oktawiusz, on, którego nic w życiu zachwycić nie było w stanie, Oktawiusz, ów przesycony życiem, zblazowany, bił oklaski? Świat się chyba przewraca!