Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wania dla mnie podobnych podarków.
Mój powóz oczekiwał przy bramie teatralnej. Wsiadając dostrzegłam coś białego na siedzeniu. Był to drugi bukiet i drugi bilet od księcia.
Zniecierpliwiona i rozdrażniona, podarłam bilet i bukiet wyrzuciłam na ulicę.
— Jeżeli natrętny ów książę czatuje tu gdzie w pobliżu, pomyślałam sobie, zobaczy jaki użytek zrobiłam z jego kwiatów.
Przybyłam do siebie. Pokojówka oczekiwała mnie w progu.
— Przyniesiono to dla pani przed chwilą, rzekła zdejmując ze mnie futro i wskazując kartę i bukiet, leżące na pułeczce po nad kominkiem. Był to trzeci bukiet od księcia!
Uderzyłam nogą o ziemię do najwyższego stopnia rozdrażniona.
— „Otwórz okno! zawołałam.
Służąca spojrzała na mnie zdumiona.
— „Lecz pani, wyszepnęła z cicha, dwadzieścia pięć stopni mrozu na dworze!
— „Otwórz! rozkazuję ci. Natychmiast otwieraj!
Spełniła rozkaz. Nie zważając na mróz tak wielki, zbliżyłam się do okna i wyrzuciłam bukiet na ulicę.
Wprost mego domu, na przeciwległym chodniku stał jakiś mężczyzna, w futro odziany. Kwiaty padły u nóg jego. Zdjął kapelusz, ukłon mi składając, a wtedy dostrzegłam świecącą łysą czaszkę, kocie oczy i długie wąsy księcia Aleosco.