Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wno celem było gdym przedstawiała szalone kreacje Offenbacha i Hérv’ego, zebrać co rychlej kilka tysięcy liwrów renty, ażeby żyć z nich we Francji, gdzieś w wiejskim zakątku, z swym smutkiem niepokonanym.
Tymczasowo, urządziłam się skromnie, lecz przyzwoicie. Zajmowałam wraz z pokojówką i służącym mały domek na przedmieściu, gdzie miałam powóz i konia dla wyjazdu i powrotu z teatru. Czyż potrzebuję ci mówić, że byłam zasypywaną miłosnemi biletami więcej jeszcze, aniżeli w Paryżu?
Pewnego wieczora podczas mego występu na scenie, bukiet rzucony przepiętym bransoletą, cisnęłam na deski z pogardą. Salwa oklasków w sali zabrzmiała. Mówiono wiele o tem mojem postąpieniu. Jedni wielce to chwalili, inni śmiesznem być uważali, ponieważ każda z artystek scenicznych musi być zalotną kobietą. Być może iż mają słuszność w tem swojem mniemaniu, lecz dzięki niebu wyjątki istnieją, jak wszędzie.
Po owej jawnej z mej strony demonstracji, nawała miłosnych bilecików znacznie się zmniejszyła i zwolna całkiem prawie ustała. Odetchnęłam z ulgą, dziękując niebu, że owi don Żuanowie wrócili mi wreszcie spokojność.
Co powiesz? Jednocześnie gdym sobie to powtarzała, miała mnie spotkać nowa, całkiem nieprzewidziana niespodzianka.
Nigdy niezapomnę owego wieczora! Grałam Metellę w „Życiu Paryskiem“. Śpiewając w drugim akcie, uczulam nagle, (a było to fizyczne) jak gdyby podwójny płomień ognia na twarz mi uderzył, coś nakształt świe-