Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trwogi, z pałającą głową, dziwnym szumem w uszach, czytała:
„Czyś pani odgadła, czyś zrozumiała? Sądzisz może, że jestem niewdzięcznym, albo szalonym? Szalonym, tak, to prawdopodobne, lecz nigdy niewdzięcznym!
Jeżeli chciałem odjechać, to dla tego, że cię kocham, tak! kocham do utraty zmysłów.
Pragnąłem się oddalić, a opuszczając ten dom błogosławiony, unieść wraz z sobą moją tajemnicę. Powinienem był wytrwać w powziętem postanowieniu. Prośby pana d’Auberive odjęły mi odwagę. Dowiedz się pani zatem o całej prawdzie. Ty teraz, ty tylko rozstrzygniesz o moim losie, jaki składam w twe ręce.
Jeżeli wyznanie mojej dla ciebie miłości, mimo że niczego tu dla siebie spodziewać się nie mogę, wywoła twój gniew, albo urazę, wystarczy jeden wyraz, jeden twój gest, pani, bym to zrozumiał.
Za chwilę później już mnie tu nie będzie, uniknę pożegnania, by niem nie zasmucać tego czcigodnego starca. Oskarżać on będzie mnie może, on, tak szlachetny i wielki, o niewdzięczność za wyświadczone dobrodziejstwa.
Nie chciej bronić mnie pani, proszę cię o to, do czego bowiem posłużyćby mogła ta obrona? Wystarczy mi własne twe przekonanie, wystarczy pewność, iż nie uznajesz mnie być winnym.
Czy mam pozostać... czy jechać? odpowiedz!“...
Po kilkakroć razy Henryka odczytywała ów, list, nadzwyczaj zręcznie skreślony; list, obok którego najgorętsze wyznania miłości w „Nowej Heloizie“, wyda-