Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rdzawicz rozśmiał się:
— Otóż wiesz Tężel, dlaczegoś nie rozbił? Dlatego, że to jest za dobrze na to zrobione. Jest to nowy dowód, że raz przecie w życiu zrobiłem coś, co jest naprawdę coś warte. Z wszystkich moich innych rzeczy razem z dyplomem honorowym może sobie pies kazać buty uszyć. Ale, mój kochany, niedarmo sztuka wymaga swoich ofiar; z wielkiego bólu rodzą się dzieła najlepsze. Winniśmy, czy niewinni, to inna rzecz; ona mnie kopnęła i ja tam leżę, a ona tu stoi taka, jak jest, jak owa Wenus z Arles »w piękności majestacie«. Z mojej śmierci moralnej, z jej ogromnej przykrości, jak to zobaczy, urodził się ten Anioł śmierci, który, przyznajesz, jest coś wart, kiedyś się na niego porwać nie śmiał.
— Więc wystawisz to?
— Chcesz, ażebym mój najlepszy marmur chował?
— A jeżeli ją tem zabijesz?
— A ona się pytała, czy ja żyć będę?! Odwróciła się, jak od muru — i odeszła.
— Ale jeżeli ją zabijesz?
— Nie bój się — rozśmiał się gorzko Rdzawicz. — Ona od tego nie umrze. Jeszcze będzie kontenta. Nowa reklama.
Tężel ujął go za rękę i począł mówić:
— Romek, słuchaj, ty jesteś nieprzytomny, jesteś chory, nie wiesz, co mówisz. Ja wiem, że ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, co teraz mówisz do mnie — —
Ale Rdzawicz wyrwał mu rękę i odrzekł z irytacyą: