Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się Europa środkowa, pozazdrościwszy Rzymowi jego blasków i dostatku.
Nikt nie podbudzał i nie porządkował zrazu ruchu. Przyszedł on sam, jak zrywa się niespodziewanie burza, by oczyścić powietrze gorącego lata. Geniusz ludzkości powiał nad barbarzyńcami, posługując się ich ramionami do celów, których oni nie rozumieli.
Plemiona, bliższe kresów państwa rzymskiego, przypomniały sobie klęski, zadane im przez legiony; dalsze marzyły o bogatych łanach i pastwiskach krajów cywilizowanych. Odżyły wszystkie nienawiści i zawiści, urazy i zniewagi, przeczucia i pragnienia.
I po raz pierwszy od czasu zetknięcia się Rzymu z Germanią powstała cała rasa jasnowłosa przeciw czarnowłosym „panom świata“.
Ozowie i Longobardowie, Wiktowalowie i Hermandurowie i inne ludy niezależne parły z góry Markomanów i Kwadów. Sprzemierzeńcy i lennicy Rzymu, nie chcąc utonąć w ogólnej powodzi, musieli płynąć z nią razem. Jedno plemię porywało za sobą drugie, aż urosło tak olbrzymie wojsko, jakiego świat dotąd nie widział. Do Germanów przyłączył się słowiański naród Jazygów, wsunięty klinem między Panonię i Dacyę, rozłożony po obu stronach rzeki. Cissy. Bitny, niespokojny, skory do zaczepki, postanowił przy tej sposobności załatwić dawne rachunki.
Serwiusz nie spodziewał się gruntu tak dobrze przygotowanego. Oceniając pogróżki germańskie ze stanowiska prefekta rzymskiego, lekceważył wieści