Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczynisz, będzie dobre i zyska moje uznanie, wiem bowiem, iż się w takich razach miłosierdzie równa grzechowi. Kiedy ci mam przysłać pełnomocnictwo?
— Za dwie godziny będę w drodze — wyrzekł Publiusz.
Marek Aureliusz podniósł się.
— Przyszedł na nas rok ciężki — mówił głosem drżącym — tak ciężki, iż wszyscy mężowie, których dobro państwa obchodzi więcej, aniżeli własne, powinni stanąć obok siebie w zwartym szeregu. Bądźmy odtąd przyjaciółmi, Kwintyliuszu. Może przekonasz się wkrótce, że i pod suknią filozofa bije serce obywatela rzymskiego.
Wyciągnął prawicę do Publiusza.
Trzymali się przez kilka chwil za ręce, myśliciel i żołnierz, złączeni wspólnym smutkiem. Kochali obaj Rzym nadewszystko, nad najgorętsze pragnienia osobiste, nad dumę nawet. Ta miłość zbliżyła ich, zacierając między nimi urazy i przesądy.
— Niech cię geniusz naszego narodu prowadzi — rzekł Marek Aureliusz i ucałowawszy Publiusza w twarz, opuścił jego dworzec.

................

W dwie godziny potem pędził drogą Flamińską wóz podróżny, wiozący prowincyom naddunajskim nowego legata.