Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

religii. Jak prawie wszyscy oświeceni Rzymianie, wychowani przez filozofię grecką, nie lekceważyła i Tullia orzeczeń astrologii i magii. Świata pozagrobowego w rozumieniu pospolitem nie uznawała; wszelka jednak cudowność, rzeczywista lub robiona, pociągała jej wyobraźnię urokiem tajemniczości. Godzinami nieraz przypatrywała się gusłom starej Egipcyanki, zasięgając jej rady, ilekroć miała coś ważniejszego postanowić. Zapomniała dawno o modlitwach, których nauczyła się od niańki, mowę jednak snów, kości, rzuconych na półmisek, i ognia znała bardzo dobrze.
Nie zaczepiona przez nikogo, mimo stroju hetery, doszła Tullia na Kwirynał, gdzie znajdował się pałac senatora Rutiliona. Tu czekał na nią przed domem jej nadworny astrolog.
— Czy prorok przyjmuje? — zapytała.
— Sala roi się od niecierpliwych, którzy nie będą już dziś oglądali oblicza świętego męża — odpowiedział Egipcyanin.
— Ale mnie dopuści do siebie?
— Dla ciebie, pani, wyprosiłem posłuchanie.
— Nie chciałabym się narazić na uwagi obcych ludzi.
— I o tem pomyślałem. Wejdziemy odrazu na dziedziniec, gdzie bóg Glykon udziela odpowiedzi. Prorok już wie, czego pragniesz.
Zostawiwszy służbę przed drzwiami, weszła Tullia do pałacu. W przedsionku i w sali był taki tłok, że przecisnęła się z trudem do bocznego kurytarza, łączącego przednią część domu z tylną. Prowadzona przez astrologa, rzucała z pod zasłony cie-