Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzy. I znalazłem ukojenie. Otwieram sobie gdziebądź i przepisuję. Np. spis blacharzy we Lwowie. Abraham, Backtrog, Bertford, Buczaczer, Chuwes, Cwenarski, Czmiel, Degen, Drilich, Dulberg, Engelbach, Feld, Goldstein, Gratz, Hechler, Heiber... Tu przynajmniej ma się jakąś pewność, coś niemal z absolutu. Blacharz we Lwowie nazywa się Chuwes albo Degen i koniec. Niema się co zastanawiać, niema co analizować; to jest moralny fakt, nie zostawiający miejsca na żadne bezdogmatyzmy. I to daje odpoczynek. Czysta radość słowa, niezatruta sensem, a raczej nonsensem pojęciowym. Dlatego, dziewczynki moje, nie odstąpiłbym wam za nic przepisywania Mossego.
Ale taka jest natura człowieka, że nie może żyć długo kontemplacją, nawet zachwyceniem. Dusza łaknie akcji, dramatu. I ten dramat znajduje. Gdzie? W tem samem źródle. Dramat, który zna każdy wysyłający prospekty: „zwroty”. Co rano, na dwa zamówienia, przychodzi dwadzieścia zwrotów. Umyślnych? Och, nie; choć zdarzają się i takie, ale rzadko. Ledwie parę kopert wróciło z dopiskiem: „do zlewu”, „do kloaki” etc... Domyśliłem się, że ci adresaci, to stali czytelnicy pewnych naszych dzienników programowo... frankofilskich. Ale naogół zwroty bywają rozmaite. Częścią z winy własnej. Koperta bez marki, albo bez adresu, albo bez zawartości. Roztargnienie! Raz zwrócono mi czystą kopertę, na której jowialny kontroler pocztowy dopisał: „Prosimy o dokładniejszy adres”. Ale są inne zwroty wynikłe z si-