Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ne swój miodowy miesiąc, jak miewa go małżeństwo. Ale co z niego zostaje? Romans staje się drugiem małżeństwem, z tą różnicą, że bez dzieci, bez wspólnych węzłów, dających sens trwałemu związkowi, wzamian za to z przymusem regularnych schadzek w trywjalnie unormowanych odstępach! Czy może być coś bardziej płaskiego, niż ta miłość dwa razy na tydzień, o stałych godzinach? Jeżeli małżeństwo jest płaskie, ten mieszczański romans jest płaski do kwadratu, jest męczący, niewygodny, załgany! Przy nim małżeństwo staje się dla kobiety oazą, dom miejscem wytchnienia! Tak mówi komedja Becque‘a.
Powstaje szereg sztuk, odsłaniających bezlitośnie mechanizm romansu. Żałosny obraz! Romans, to, prędzej czy później, kajdany cięższe od małżeńskich i trudniejsze do zerwania. Małżeństwo po wygaśnięciu miłości ma jakiś sens, jakąś użyteczność, ale czem jest romans po wygaśnięciu miłości? A wszak to była forma społeczna niemal uświęcona. I były te stosunki — i jak często! — w których miłość oddawna wygasła z obu stron, a które trzymały się lata całe przez jakiś fałszywy wstyd, punkt honoru, niemoc, któż wie co zresztą!
Wszystko bezmała było łgarstwem w tym stosunku, opartym na podziale, poniżającym, wyzutym z godności. Miał on zemstę w samym sobie: musiał strywjalizować kobietę. Dysproporcja między frazesem a rzeczywistością, między egzaltacją słów a rutyną treści, musiała stać się nie do wytrzymania.
Ofensywa na kochanka postępuje dalej. W grotesce