Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć kto ona jest, etc. Ale oto ona przychodzi sama ku niemu: dojrzała w jego oczach płomień, wyczuła bicie serca, i jej własne serce odpowiedziało przyspieszonem biciem. Oboje są młodzi, wolni, bez przesądów, cóż im broni być szczęśliwymi, poco odwlekać?... I w chwili gdy to ma się spełnić, czują żal, aby tak mordować tę pierwszą uroczą fazę miłości i nie nacieszywszy się nią przejść do finału. Chcieliby wypić swoją miłość całą, smakować ją powoli, cierpieć, przedewszystkiem cierpieć... I wpadają na śmieszny w istocie pomysł, aby sztucznie, wolą swoją, stworzyć te zapory, którychby potrzebowała ich miłość, aby dojść do maximum napięcia. Pomysł oczywiście groteskowy: pięknie jest naprzykład mieć babcię i czcić ją, ale jeżeli się jej nie ma, niepodobna jej wypożyczyć! Dlatego i pomysł kochanków kończy się groteskowo. Ale przeprowadzić taki pomysł na scenie, to zamiar bardzo karkołomny; skiksował też rozdźwiękiem między autorem a publicznością. Co do mnie, chciałem tu zaznaczyć jedynie to, co mnie w tego rodzaju teatrze najbardziej interesuje: mianowicie pewien rys obyczajowy. Powstała ta sztuka w innem środowisku niż nasze; w zbytkownem kosmopolitycznem życiu wielkiej stolicy, gdzie przesyt rodzi widocznie takie nikłe tęsknotki idealistyczne. U nas, życie płci, skrępowane dotychczas tysiącznemi pętami, zaledwie się dorwało trochy szczerości i swobody: jesteśmy w fazie jego apoteozy, renesansu. Polak, kiszony żywcem w fałszywej barchanowej cnocie dawnej Polki, wdzięczny jest dzisiejszej