Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ograniczone niczem, zdaje się być nieskończonem, nie mdleje ani na chwilę. Toteż z jaką lubością kobieta umiała (bo już nie umie!) przedłużać ten okres, jak długo walczyła z sobą nim położyła mu koniec, mając mniej lub więcej jasne przeczucie, że początek szczęścia w miłości bywa początkiem jej umierania, jest często jej detronizacją...
Otóż, w sztuce Śmieszni kochankowie można wyczytać jeden symptom, właściwy naszej epoce: uproszczenie stosunków między mężczyzną a kobietą. Uproszczenie to grozi tem, że okradnie ludzkość o jedno z jej najpiękniejszych wzruszeń. Znika to, co jest warunkiem krystalizacji (że przypomnę stary termin Stendhala) miłosnej: przeszkoda. Te przeszkody przewidziała sama natura, każąc się bronić samiczce i przedłużać okres zalotów. Składały się na nie dawniej najrozmaitsze warunki: religja, nacisk społeczeństwa, inna „technika życia”, większa daleko niż dzisiaj obawa wszelkich następstw, co wszystko razem zamykało się w dość anachronicznem dziś pojęciu „cnota”; i wreszcie — w jej braku — ów nieokreślony kobiecy punkt honoru, który, nawet nie broniąc się zasadniczo, czuł się w obowiązku przeciągnąć obronę do najdalszych granic. W najbardziej osławionym z niemoralności okresie XVIII wieku notowano — ze zgorszeniem — cztery tygodnie jako obowiązkowy czas starań o względy kobiety. Uderzcie się w piersi, piękne czytelniczki: czy zawsze nakładacie tak długą kwarantannę? Bo dawniej nawet życie najściślej prywatne i tajemne było właściwie publicz-