Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

męczył, aż w końcu zacznie widzieć w tym zawodzie interes taki dobry jak inny.
Jeżeli się weźmie pod uwagę te dwie okoliczności, lichotę materjału i niemożność pozbycia się go, ulepszenia, oczyszczenia, nie byłoby nic dziwnego, gdyby, ze wszystkich zawodów, kler nasz najwięcej pozostawiał do życzenia i gdyby się okazało, że stoi bodaj najniżej pod względem etycznym, przynajmniej w stosunku do wymagań, jakie mamy prawo mu stawiać.
Nie byłoby nic dziwnego, to pewna. Raczej dziwić by się należało gdyby było inaczej. Wystarczy na to jedna rzecz, o której też się nie mówi i nie myśli, tak bardzo się z nią ludzie oswoili, a która, gdy się nad nią zastanowić, przejmuje grozą: celibat. Nie dla sposobu, w jaki ten czy ów ksiądz go dochowuje; ale dla konsekwencyj, jakie on pociąga, dla sytuacyj w jakie wciąga kapłana, dla wpływu jaki ma na kształtowanie charakteru.
Bo jak właściwie ma się ta sprawa? Kiedy wystawiano w Krakowie Klątwę Wyspiańskiego, te same koła duchowne, które przez kilkanaście lat niedopuszczały tego utworu na scenę, widząc że walka jest przegrana, wzięły Klątwę niejako pod swój patronat, powitały ją uroczystym artykułem. W artykule tym uderzał jeden komentarz: klerykalne pismo objaśniało mianowicie, że mylne jest mniemanie świeckiej publiczności, iż każdy ksiądz składa śluby czystości: ślub czystości składa zakonnik, ale nie świecki ksiądz. Jeżeli popełnia grzech nieczystości, grzeszy — jak każdy inny, może trochę więcej — ale nie ła-