Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Materjału do rozważań dostarczają mi zresztą aż nadto moi czytelnicy. Po każdym feljetonie otrzymuję tyle relacyj potwierdzających mi prawdę wyrażonych opinji, że, gdybym je chciał przytaczać, nie starczyłoby miejsca. Ale jedną wizytę chcę opowiedzieć, gdyż dała mi szczególnie do myślenia. Odwiedził mnie mianowicie pewien ziemianin, zdecydowany antypatyk „Kurjera Porannego”, którego bierze do rąk tylko w niedzielę, przez starą przyjaźń dla mnie. Przyszedł tedy, i rzekł mi, w skróceniu, w te słowa:
„Czytałem twój feljeton o religji w szkole; godzę się z tobą najzupełniej. Ale to, co poruszyłeś, to jedynie cząstka drobna, i może nie najważniejsza. Gdybyś się przejechał po naszych wsiach! Jeżeli szkolna nauka religji odstręcza dziecko od wiary, cóż dopiero powiedzieć o wpływie przeciętnej plebanji na lud! Jeżeli chłop trzyma się religji, to raczej pomimo księdza niż przez księdza; trzyma się jej przez tradycję, obrzędy, etc. Poziom duchowy i etyczny księży, sprzeczność między tem co głoszą z ambony (gdybyś ty słyszał te kazania!) a tem co mówi ich życie, jest tak rażąca, że ślepego musi uderzyć. Ksiądz, licho zresztą uposażony, troszczy się głównie o okładanie haraczem swych owieczek, a przedewszystkiem i nadewszystko jest poprostu przedsiębiorcą pogrzebowym w swojej parafji, znajdując w tym smutnym akcie największą sposobność do ciągnięcia korzyści. O skutkach celibatu lepiej nie mówić... Co do mnie, jak mnie tu widzisz, musiałem się pozbyć z parafji, w drodze interwencji u biskupa, już trzech księży zu-