Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyznał się, znosząc aby ukarano niewinnego. Znałem później sprawcę tego czynu: był — nie zmieniwszy zresztą zbytnio zasad — redaktorem klerykalnego pisma...
Zatem, co zdolniejsze, inteligentniejsze, odpada od wiary. Zapewne, niektórzy wracają do niej po latach. Ale nie dzięki szkole, raczej pomimo szkoły. Kiedy czytam uwagi Artura Górskiego, widzę w nich echa własnych przeżyć tego pisarza, mającego tak głęboki instynkt wiary, a który karjerę pisarską zaczął od głośnego procesu wytoczonego mu o obrazę religji i o bluźnierstwo. Nie zna tych wstrząsów większość tych, których wogóle te kwestje ani ziębią ani grzeją, i którzy przez rutynę przestrzegają czysto formalnych wymagań religji, sprowadzonych zresztą do minimum. Pozostają przy religji chłopcy raczej tępi, lub niezupełnie normalni, często w osobliwy sposób kojarzący dewocję ze zwyrodnieniem moralnem. Później, w szeregach obrońców religji, grasują pólświadomi lub świadomi spekulanci, często zresztą skombinowani z poprzednią odmianą. Tych jest legjon w naszej publicystyce klerykalnej lub pół-klerykalnej i stąd jej okropny poziom. Klerykalne nasze pisemka umieją tylko wciąż opowiadać o masonach i o tem, że Wolter wypił swój nocnik przed śmiercią. Opowieść tę słyszałem od katechety w szkole i znów wyczytałem ją kilka dni temu!
I myślę, czy w tym braku poważnego stosunku do religji, w tem frymarczeniu nią, w tym doprawdy obskurnym poziomie intelektualnym, który jest hań-