Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w formie racjonalistycznej i pseudościsłej nauki! Niema trudniejszego doboru ludzi niż tutaj, a niema pono czegoś bardziej przeciętnego niż przeciętny katecheta. O ile nie gorzej... Biorę mój przykład. Chodziłem do gimnazjum, które uchodziło za wzorowe; mieliśmy w niższych klasach katechetę, o którym już raz wspominałem, a który, po kilkunastu latach „pracy pedagogicznej”, otruł się pewnego dnia z obawy przed skandalem... W wyższych klasach mieliśmy księdza tępego prostaka, bez wychowania, bez inteligencji, bez powagi, na którego uczniowie patrzyli z lekceważeniem i z którego czynili sobie poprostu zabawkę, judząc go i przywodząc do absurdów swemi chytremi dysputami. Bezlitosna zabawa z tego sługi religji była jedynem urozmaiceniem owych morderczych lekcyj: i cała klasa, bez różnicy, brała w tem udział! Oto dwa typy, pod których przewodnictwem duchownem przebyłem całą prawie szkołę.
Ale zostańmy przy przeciętnych typach; ileż tu trudności! Skoro katecheta będzie łagodny, pobłażliwy, natychmiast chłopaki zaczynają czytać pod ławką, uczyć się lekcyj na następne godziny, handlować markami, nawet rżnąć w karty. Jeżeli będzie surowy, przedmiot jego będzie znienawidzony. To samo zdarza się przy innych przedmiotach, powie ktoś. Nie, to zupełnie co innego: przy łacinie lub matematyce chodzi ostatecznie o to, aby się ich uczyć, a co sobie uczeń o nich myśli, jaki jest uczuciowy stosunek ucznia do przedmiotu, o to nauczyciel mniej się tro-