Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opowiadał to, odgrywając cudownie całą scenę. Sam Solski miał lepszą partję, u przeora na Skałce...
Jeszcze jeden obrazek. Jeden z graczy wygrywa znaczną kwotę. Telegrafuje do brata, którego miał w Grybowie, aby natychmiast przyjechał, że go bierze na swój koszt do Monte-Carlo. Brat w Grybowie (nigdy nie był zagranicą) pakuje manatki i bez tchu pędzi radośnie do Krakowa. Nim dojechał, szczęśliwy gracz zdążył już wszystko przegrać, czekał na brata na peronie, pożyczył od niego pieniędzy i następnym pociągiem odesłał go z powrotem do Grybowa.
Gra jest tem straszliwa, że wyżera zdolność interesowania się czemkolwiek. Pamiętam, jak przyjechała wówczas do Krakowa słynna aktorka japońska Sada Yakko. Sensacja! Ludzie zamawiali na miesiąc naprzód miejsca, i ja kupiłem sobie bilet. Kiedy zbliżała się godzina teatru, grałem w baka; wysiłkiem woli (skoro już był bilet!) oderwałem się od partji i poszedłem. Naraz, zaledwie się zaczął spektakl, uczułem taką jałowość wrażeń, że depcąc po nogach sąsiadom wydarłem się z krzeseł, darowałem bilet komuś kto stał smętnie pod teatrem i popędziłem z powrotem do kart. Siadłszy przy stoliku, odetchnąłem pełną piersią; cóż za różnica: tam nędzny surogat, tu poezja w stanie czystym...
Ogłupienie grą przechodzi w najniebezpieczniejszą fazę, kiedy zaczyna trącić finansowym platonizmem. Dochodzi się do tego, że wszystko jedno jak, z kim, po czemu, byle grać. Pamiętam taki okres wręcz