Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to był kiedy pomyślał, że ten poczciwy człowiek...
— Wychódź! — zawołał Ludwik oburzony cynizmem tego pytania; — zapłać doróżkarza i nie wracaj tu więcéj.
Odźwierny oddalił się spiesznie. Ludwik chcąc się zabezpieczyć od natręctwa tego człowieka, zamknął się, wyjął klucz z zamku i powrócił do kantorka.
Przed otwarciem testamentu swego ojca, Ludwik przypatrywał się jeszcze chwilkę, prawie mimowolnie temu połyskującemu skarbowi. Ale tym razem, jakkolwiek sam sobie wyrzucał tę myśl zbyt uśmiechającą w chwili tak żałosnéj, myślał on o Maryi, mówiąc sobie w duchu, że tylko czwarta część tak wielkiéj summy, jaką miał przed oczyma wystarczyłaby na zawsze na zapewnienie dobrego bytu i niezależności jego żony.
Potem starał się zapomiéć o tém okrutném podejściu, jakiego użył jego ojciec względem biédnéj dziewczyny, i wmawiał w siebie, że jego małżeństwo z Maryją byłoby zyskało przyzwolenie starca, i że, nie przyznając się do posiadanych skarbów, byłby on przynajmniéj zapewnił los nowożeńców.