Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nami; na ścianach zabłysły skrzące migoty, zagrały jasne światła. Heading podszedł w tamtą stronę i chwilę przyglądał się czemuś z natężoną uwagą. Gdy wrócił do ogniska, miał przykry jakiś wyraz w twarzy.
— Złote tomahawki — wytłómaczył mi na ucho. — Tu musi być gdzieś złoto w pobliżu — dodał z chciwym błyskiem w oczach.
— Być może — odparłem obojętnie, zwracając się ku Indjaninowi.
— Przed wigwamami stoją pale plemienia Kwapnu. Chociaż widziałem już nieraz święte pismo u innych pokoleń wielkiego Manitu, przecież znaki wojowników Kwapnu obce mi są i niezrozumiałe. Jakie jest święte zwierzę, roślina lub przedmiot Kwapnasów?
Puma uśmiechnął się pogardliwie:
— Ludzie Kwapnu gardzą praojcami swoich czerwonych współbraci, którzy nieświadomymi będąc, wywodzą się od niższych od siebie stworzeń.
-— Więc kto jest praojcem ludu Kwapnu? — zapytałem zaciekawiony.
W odpowiedź Puma ujął w palce swój złoty amulet i trzymał mi go blisko przed oczyma:
— Niechaj Blady Lekarz patrzy bystro w te znaki, a odczyta to, o co zapytuje Czarnego Pumę.
Pochyliłem się nad złotym krążkiem i przez chwil parę studjowałem jego wypukłorzeźbę. Któż opisze me zdumienie, gdy po obejrzeniu dokładnem amuletu