Strona:PL Stefan Grabiński - Szalony pątnik.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjął Puma ze zgorzeli i schował tutaj, by podsycać niemi ognisko i dymy Tecumseha.
Odpowiedź rzuciła jasne światło na jego obecną rolę w osadzie.
— Czy to samo czyni Puma z kośćmi innych wojowników swego pokolenia?
Indjanin pochylił głowę na znak potwierdzenia.
— Więc — wywnioskowałem — wszystkie te ogniska tlejące po domach są zapalone ręką Pumy?
— Tyś powiedział. Od dnia, w którym Puma został sam na świecie z całego plemienia, zapala własną ręką ogniska w 13 chatach jego 13 naczelników i syci ogień ich kośćmi. I tak będzie do końca dni jego. A gdy przyjdzie nań dzień ostatni, gdy ostatni raz zajdzie dlań słońce za brzegi borów i duch Pumy odejdzie, by złączyć się w jedno z Wielkim Duchem — wygasną ognie, rozwieją się dymy na zawsze i nie zostanie śladu z pokolenia Kwapnu.
Ostatnie słowa wymówione w spadkach żałobnych, tonem niewysłowionego żalu pokoleń, co zniknąć mają bez powrotu, sprawiły na mnie głębokie wrażenie. Umilkliśmy. Tylko ogień trzaskał cicho, trawiąc paliwo, pryskała pożółkła kość Tecumseha.
Powoli Ben pochylił się ku starcowi i przypatrywał się amuletowi na piersi.
— Złoto — szepnął po chwili.
Pełgające języki ognia trysnęły nagle mocniejszym podrzutem i liznęły odblaskiem mroczny kąt izby poza