Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razy go wypędzą, to on tam wlezie za drzwi i nasłuchuje, czeka. Tylko ja głos podniosę, on przy mnie. Gdyby mię napadli, będzie bronił do ostatniego. On jest pewny. Zresztą, na najgorszy moment, mam tu jeszcze jednego obrońcę.
— Gdzie?
— A tu, — oświadczyła z uśmiechem, wyciągając z kieszeni szerokiej sukni dwustrzałowy pistolet.
— Któż go pani dał? — Zapytał Odrowąż.
— Tatko.
— I tylko taką zostawił pani obronę?
— Tatko powiedział, żeby dopiero w najostatniejszej chwili, jeżeliby kto siłą napadał. A przedewszystkiem tatko kazał bronić się do ostatniej chwili kobiety polskiej godnością.
— Polskiej kobiety godnością...
— Myśli książę, że to nic nie znaczy? Już tu miałam nieraz przykład. A powiem jeszcze jeden sekret, bo to księcia pana uspokoi. Mam tu jedną wspólniczkę. Tylko to trzeba w tajemnicy trzymać, bo bez tego źlebyśmy tu wyglądali.
— Zachowam tajemnicę...
— No, to powiem. Jest tu karczma w szczerem polu o jakie ćwierć wiorsty ode dwora, stoi na krzyżowych drogach. Siedzą w tej karczmie żydy. Dawniej brali wódkę z niezdolskiego dworu, jak gorzelnia szła. Teraz ją biorą skądinąd, a trudnią się czem można, a głównie przemycaniem w dalekie strony kradzionych koni. Tak ludzie mówią. Ja tam dobrze nie wiem. Nikt zresztą teraz prawdy nie dojdzie, bo wszystko idzie na karb powstania.