Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Byli tacy, co nas rewidowali i szarpali. Broń nam poodbierali... Ale ja o tem nie będę mówił, proszę pana, bo mam zakazane mówić.
— A więc — tak. Lepiej nie mówmy o tem!
— Tembardziej, że wszystko jest powiedziane, co należy, cała treść wyłuszczona... — dorzucił porucznik Śnica, zwrócony z tem słowem nie do Jasiołda, lecz do pana Granowskiego, a uśmiechając się przytem tak pięknie, jakby piekła uchylił. Pan Granowski patrzał na gospodarza z miłym także, łagodnym, zabawnym i figlarnym uśmieszkiem.


Pan Granowski, mimo dość cierpkiej dysputy z młodym ongi — legionistą, powziął, widocznie, do niego sympatyę, gdyż nazajutrz, w porze obiadowej, czekał na drodze do cegielni. (O miejscu, gdzie Jasiołd pracuje i o godzinie jego obiadu wywiedział się szczegółowo od pani Śnicowej.) Włodzimierz, zobaczywszy na szosie jegomościa, poznanego wczoraj, chciał ukryć się w gronie kolegów, ale członek Enkaenu wykiwał go z za ramion i z poza pleców. Nie było sposobu, Jasiołd ukłonił się i zbliżył do milionera. Ten począł go uprzejmie przepraszać za swe natręctwo. Miał jednak dosyć pilny interes i dlatego ośmiela się niepokoić swego „wroga politycznego“. Młody nadstawił uszu, zaciekawiony, co też to za interes mógłby mieć do niego taki ważny pan z Enkaenu. Dostojnik ujął go pod ramię i pociągnął w boczną uliczkę. Tam zaczął:
— Widzi pan, ja w rozmowie wczorajszej niedarmo poruszałem sprawę swego uczestnictwa w ro-