Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyrozumiale i cierpliwie kwiku, zaklęć i błagań dzieci, które na klęczkach wałęsały się, jak badyle i włókna dookoła jego kolan, stóp, rąk. Przypatrywał się z pilnością temu domowi. Dla pełności obrazu i okazania ludowi oraz wojsku zupełnej swej obojętności, zapalił papierosa, używając automatycznej zapalniczki. Gdy schował ową zapalniczkę do kieszeni w kamizelce, przeszedł się parę kroków, zaciągając dymem papierosa. Już wtedy chłopi, zamknięci w podpalonym budynku, musieli się również dobrze dymem zaciągnąć. Płomień iście śmiertelny, karzący, zajadły, olbrzymi obejmował, muskał, lizał ze wszech stron dach czarny. Żołnierze cofnęli się od pożaru i w milczeniu stanęli na drodze. Wyprostowali się w doskonałą linię. Jakaś potworna, rozkudłana kobieta, istna wiedźma, podbiegła do porucznika i przeklinała go straszliwemi słowy, miotając weń rzuty koślawych rąk, jakby w nich trzymała wszystkie zarazy, boleści, męczarnie, choroby, klęski, uciski, mór, głód i straszliwość śmierci, które z głębin czasu i otchłani nędzy wywoływały jej usta, ażeby je cisnąć na głowę oficera. Odwrócił się od niej z odrazą. Nareszcie wielki ogień strzelił ze środka dachu, wydłużony i nieruchomy, jak gdyby płomień wielkiej świecy. Piekielny wrzask ludzi w piecu ognistym stawał się coraz straszliwiej donośny, rozlegał się na okolicę olbrzymiał, jednostajniał, wydłużał się, jak ów płomień nad dachem. Zdawało się wyprostowanym żołnierzom, że jeśli bardziej jeszcze wzniesie się ten głos, to nie ścierpi go już zmysł ludzki. Lecz oto począł urywać się, łamać, padać, przygasać. Jazgot, skomlenie, wycie posz-