Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

może zginę na owej wojnie z Serbami, czy, pono, Moskalami! Wonczas spotkam się oko w oko ze zmarłymi. Cóż powiem, ja, świadek ostatni z tej ziemi.
— Czy żona pańska zostaje tutaj? — ominął te głupstwa pan Granowski wyniosłem pytaniem.
— Ależ co znowu! Jedzie ze mną.
Tiens! A jeśli pan w rzeczy samej przejdziesz na tej wojnie do większości, co będzie z żoną i dzieckiem?
— Zaopiekuje się niemi państwo, nasza Austrya, w której obronie będę piersi nadstawiał.
— No, to sprawa jest załatwiona... — odtrącił tę kwestyę „mecenas“.
— Tak, ta sprawa. Lecz testament...
— Skończ-no pan łaskawie z tym...
— Jakże mam skończyć...
— Z tym szantażem! — mruknął milioner z niekłamanem męstwem.
— Ach, z „szantażem“... — powtórzył Śnica, teraz dopiero odzyskawszy swój własny głos i ton mowy.
Leniwym ruchem dostał zniszczony pugilares i w tajemnej jego przegródce wyszperał pognieciony papier. Otrząsając popiół ze swego nieodstępnego cygara na dywan gabinetu, rzekł z uprzejmością:
— Ja przecie posiadam testament Nienaskiego. Znam się na tych gzygzakach, kreskach i początkowych literach. Wiem, co każda oznacza, bo mi to pani Xenia tłómaczyła kilkadziesiąt razy.
Mówił to wszystko, rozkładając arkusz i pokazując plamy, kreski, litery na zmiętoszonym papierze.