Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I on w Imię tych trupów–pojęć, wyrosłych jak grzybki na trupie dawnego kompleksu uczuć, zwanego: — tak czy owak — wszystko jedno — on miałby popełnić najgorsze świństwo w stosunku do tego jedynego człowieka z jajami, biednego Kocmołuchowicza, skazanego oczywiście w tych warunkach na zagładę? Nie. Podniósł się znów z dymiących oparzelisk jaźni tajemny gość z krainy obłędu, gdzie wszystko jest takiem, jakiem być powinno — dla niektórych oczywiście. W pewnej chwili Zypcio dał w twarz Piętalskiemu i wyrzucił go do przedpokoju. Słyszał jak tamten pluł i charkał — i było mu wstyd, a jednocześnie cieszył się, że patrjotyczna ideja została trochę pomszczona. Niech nie biorą takich ohyd na jej nosicieli. Dużoby dał, aby dowiedzieć się teraz, jaki jest jego własny procent (%) narodowości. Nic — widział tylko żółte wyłogi swego munduru i czuł, że on, ten pogardzany dzieciak, dokonał jednak czegoś morowego. Miał dobrą intuicję — o, tu to słowo jest na miejscu — ale równie dobrze mogło to być fałszem. (Jak słusznie mówi Edmund Husserl: czemu t. zw. „intuicyjne“ (ulubiony obecnie termin zarozumiałych bab nie chcących myśleć i zbabiałych mężczyzn) odkrycia robią zawsze jednak specjaliści wyszkoleni w danym fachu — analogja pewnych form myślowych, zużytkowanie przyzwyczajeń badacza, przeskakiwanie szeregów myślowych, automatyzacja — ot co jest, moje panie. „Zwyciężycie kiedyś i to tym samym pogardzanym intelektem — to inna rzecz, ale racji nie macie“ tak mawiał à propos tego problemu Sturfan Abnol.) Nie wiedział jednak Zypcio, jakie będą tego „czynu“ następstwa: mordobicie to przyśpieszyło o całe 2 tygodnie wybuch pewnych wypadków. Bo Centrala Syndykatu Zbawienia przygotowywała na wszelki wypadek małe „powstańko wywiadowcze“ jak to się nazywało. Kraj był tajemnicą dla wszystkich patrjotów prawie tak wielką jak sam Kocmołuchowicz. Już nikt nic nie rozumiał