Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

padając coraz głębiej w bolesną, miękką nudę. Jedynie myśl o zbliżającym się ślubie galwanizowała jego zatęchłe gangliony. Ale i tu otwierało się całe morze komplikacji. Jak spełni się ofiara tej ostatniej (tego był pewien, mimo swoich młodych lat) miłości? I brał go czasem jak w kleszcze dziki strach, od którego cierpła mu skóra na lędźwiach w łuskę krokodyla. Jak nasyci tę straszną, nieznaną dotąd, wzdętą jak pąk jakiegoś spotworniałego kwiatu żądzę, która rozgałęziła mu się w ciele jak włóknisty nowotwór i żarła go lubieżnie mlaskając, a przytem paraliżowała zdolność wszelkiego czynu realnego — był tak bezsilnym wobec Elizy, jak wobec tamtej i nie wiedział jakim cudem zdoła przezwyciężyć ten tan bezwładu. I jednocześnie była w tem niepojęta bezkresna nuda. Ha! A jeśli to nawet pokonanem zostanie to co dalej? Znał tylko księżnę jedną naprawdę i bał się aż do mdłości tej wrogości płciowej, ponurej w swojem kłamstwie, która mogła wytworzyć się w miarę urzeczywistniania się erotycznych stosunków. A miłość duchowa trwała i bez niej nie można już było wyobrazić sobie życia.
Nadchodził fatalny i upragniony dzień — już był tuż, tuż — jutro czy pojutrze. Genezyp zdecydował się na rozmowę ostateczną. Od kogoż mógł oczekiwać pociechy, jak nie od niej, mistrzyni swojej w sferze tajemnych nauk. I pchał się do niej, i garnął i cisnął, błagając o ratunek i nie czując, że w niej właśnie jest źródło dalszego rozwoju obłędnych stanów, które może bez niej opanowaćby zdołał. Zdecydował się mówić, ale szeptał tylko bez sensu, ukrywszy twarz w jej lewej pasze, wciągając rozdętemi nozdrzami zabójczy „krwawy i zbrodniczy“ (nie miał na to innego słowa) leciutki zapaszek nieznanego jej ciała. „Ach, to ciało — przecież to tam jest tajemnica wszystkiego, a nie w kombinacjach pojęć zawieszonych w idealnym bycie, którym babrali się bez skutku wszyscy mędrcy świata“. Ucieszyłby się niebosz-