Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do niepotrzebności własnej jasne, gdy je wyłuskać – to jest oczywiste!
Naturalnie.
Ale tej oczywistości nie widzi nikt. Śmieszna tragedya filozofa w Polsce.
Filozof! kiedyś wyparłem się tego tytułu.
Drażnili mnie ci młodzieńcy lwowscy. Nie jestem istotą ucywilizowaną, muszę żyć poza kontrolą – a społecznie.
A zresztą istotnie ten E... nie jest filozofem, jeżeli nim mam być ja. Vice versa.
Ale co ma robić filozof w Polsce? Skąd, dokąd, poco? Ciekawa historya. Całe życie niemal człowiek ma myśli, któremi możnaby się przejąć, gdyby była po temu sytuacya. Trzeba więc szukać dla nich sytuacyi, wmawiać w siebie, że się ją ma.
Ale jedni drugim psują zabawę.
Jest to już stadyum wyższe.
Stadyum pierwsze, normalne prof. Twardowskiego – bezsytuacyjna myśl normalnie, porządnie wyłożona. Eccolo! Filozofia jako wstęp do umiejętnego pisania referatów.
Warszawskie formacye jeszcze rozpaczliwsze.
Cóż n. p. Mahrburg? myśl równie bezsytuacyjna, ale sprzyjająca czemu?
Twardowski ma referaty, to jest grunt, ale co ma Mahrburg?