Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdzie niegdyś rosły lasy — a zbójcy w obłędzie,
Rozszerzali rabunki i morderstwa wszędzie;
Aż wzruszeni ciężkiémi sumienia wyrzuty,
Na znak żalu, poprawy i szczeréj pokuty,
Krwawe swoje rzemiosło na zawsze rzucili....
I ku czci świętéj Anny kościół wystawili;
W którym skromne ołtarze i obrazy skromne,
Jeszcze będą istniały na czasy potomne!
Z tąd oko niewstrzymane, aż na Tatry płynie,
Buja długo — i spocznie na długiéj równinie;
Która przed wielu laty nie była orana,
„Tylko morzem karpackiem głęboko zalana!
„A przez tę wielką wodę nikt łodzią nie pływał,
„Tylko orzeł w powietrzu czasem przelatywał;
„To morze miało kolor swéj powierzchni siny,
„A czystéj jak łza w oku — po góry Pieniny
„Rozlanéj bardzo pięknie!... lecz nie pożytecznie —
„Więc jakiś dawny polski król kazał koniecznie
„Przekopać pod Czorsztynem twadéj tamy łoże,
„I spuścić aż do Wisły to karpackie morze.
„Dolina osuszona, nabrała piękności,
A za dalszą uprawą i urodzajności!” —
Widzimy na około wsie i białe dwory,
I bagno groźne błotem, nazywane „Bory”,
Co wygląda jak owe w Holandyi Żuławy,
Albo jak Mar-Sargasso — tu morze mchu, trawy:
Które na Oceanie atlantyckim rosną,
Ożywione powietrza i barw ciągłą wiosną;
Tak i Bory gęstymi porosłe sitami,
Zdradzają ukrytemi pod sobą toniami;
Nie mające pożywnéj trawy ani krzaków,
Są warowną siedzibą rozmaitych ptaków.