Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poruszając z hałasem tartaki i młyny,
I płynie zapieniona na niższe doliny;
Gdzie z wysokiego pieca dym wychudzi chmurą
I ciągnie się po ziemi czarno i ponuro.
Widzimy dom z kominem Rohus-Hütte zwany,
Potem Wilhelmi Hammer, ciekawie zwiedzany;
I wiele innych domów gdzie miech ciężko sapie;
Rozdyma wielki ogień zkąd żelazo kapie.
Lecz zbliżmy się do miejsca, gdzie ogromne młoty
Przytłumiają rozmowę grzmiącymi łoskoty.
Lub gdzie formy gliniane różne rzeczy leją,
Toczą albo walcują. — Wszędzie za koleją
Widać miły porządek — wszędzie ruch i życie,
A żużli wyrzuconych widzimy obficie.
Ale przy tak mozolnéj w około robocie,
Rzemieślnik wciąż wygląda i brudno i w pocie.
Wyżéj nad wszystkie gmachy ładnie postawiony
Dwór właściciela, strojnym kląbem otoczony;
Gdzie kwiatów rozmaitych wymowne dobory,
Bawią oko przechodnia wśród pogodnéj pory;
A murawy i z darni robione siedzenia,
Przeznaczone dla gości miłego spocznienia;
Wśród których połyskliwy wodotrysk szeleści,
Igra sobie w powietrzu i patrzących pieści;
Gdzie gościnność otwiera drzwi pańskiego domu,
Dla podróżnych — nie dając pominąć nikomu.
Wychodząc z téj doliny, opuszczajmy mury,
Gdzie przemysł zimną prozą dotyka ponury,
Gdzie pieniądz wiąże myśli, żądze w sercach nieci —
Czy mogą w takiém miejscu zabawiać poeci?
Którzy rosy niebieskiéj zbierając strumienie,
Żyją w Bogu i z Boga biorą swe natchnienie!