Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spokój który już zupełnie odzyskała? Podniosły się więc znowu dawne wątpliwości. Memu odważnemu postanowieniu pocieszenia tej zbolałej matki winien byłem powrót do moralnego i fizycznego zdrowia. Teraz — widząc ją zupełnie spokojną, czułem, że odkrywać tajemnicy nie mogę, że muszę nadal pozostać zbrodniarzem wobec niej, a winnym w mem własnem sumieniu. Nieśmiałość moja w jej obecności zwiększyła się jeszcze. W pięknych moich marzeniach w Flamarande, pochlebiałem sobie, że szczerem wyznaniem a naprawieniem złego, zdobędę jej prawie przyjacielską przychylność, którą mi w chwili boleści okazywała. Oddałbym był życie a urągałbym wściekłości i pogardzie mojego pana, byle widzieć jej radość i wdzięczność, ale cóż, ona nie przypominała sobie nawet Gastona. Była piękną i spokojną. Patrzała na mnie spokojnie, mówiła łagodnie, grzecznie i zimno. Oczy jej nie spoczywały już na moich jakby pytać chciały: gdzie moje dziecko? Zapomniała o wszystkiem i byłem już znowu tylko pokojowcem hrabiego. Nie miała nawet dla mnie żadnego rozkazu.
Pewnego dnia, zastała mnie w przedpokoju, gdzie niepowściągliwemu Rogerowi służyłem za konia; trzymał mnie za szyję i całował ale równocześnie piętami obszturkiwał mi boki. Z żywością porwała go na ręce, jakby się obawiała, żebym mu co złego nie zrobił. — A! pani, rzekłem do niej podnosząc się, ja tak lubię dzieci!
— Ja wiem, odpowiedziała, że pan masz dobre serce; ale nie trzeba psuć Rogera. Nadużywa tej dobroci i zrobi się później złośliwym.
Uważałem tę chwilę za najstosowniejszą do mojej spowiedzi i chciałem ją prosić, żeby mi użyczyła chwilkę rozmowy na osobności; ale nim zebrałem myśli, zniknęła, unosząc z sobą syna, ja zaś nie miałem odwagi pójść za nią.