Strona:PL Roman Zmorski - Baśń o Sobotniej Górze.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drość brata organisty, ani na nowiny żołnierza: dlaczego też u obydwu w niewielkiej stał cenie i głupcem od nich zwan był. Wszyscy zaś trzej bracia, jako poczciwi synowie, płacili za miłość matce wzajemną serdeczną miłością, starając się dnia każdego, by radość i wszystko dobre było z nią w starości jej.
Aż oto dnia jednego stało się nieszczęście: niebogą starowinę porwały w nocy boleści niezmierne, od których jęcząc, pobudziła synów, że zbiegli się do jej łoża, wielce strapieni i trwożni, a co począć niewiedzący.
— Już no ja tutaj przy matce zostanę i czuwać będę nad niemi; a wy jeno bieżcie co żywo do mądrej, w lesie u starej mogiły, by przyszła chorej z pomocą! — rzekł do braci organista.
Oni tedy górą, dołem, biegli do starej mogiły, do spustoszałej chaty, gdzie mądra mieszkała, i, znalazłszy babę, wiedli w skok do wioski. Kiedy byli blizko do-