Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

samej gałęzi drzewa. Zazdrościł najmłodszym, którzy wyruszali w pole, aby tego ciała bronić: spoglądał rozczulonemi oczyma na swego siostrzeńca Maksyma, który się wesoło gotował do drogi. A gdy odchodził pociąg, który uwoził z sobą młodych ludzi, uściskał Clerambaulta, ścisnął rękę nieznajomym rodzicom, którzy odprowadzali swoich synów; w oczach miał łzy wzruszenia i radości. W tych godzinach Camus oddałby wszystko, co miał. Był to jego miesiąc miodowy z życiem. Dusza samotna, która była dotychczas pozbawiona życia, widzi je nagle przechodzące obok siebie i obejmuje je uściskiem... Życie przechodzi. To błogie samopoczucie siły, jakie ogarnęło Camusa, nie było tego rodzaju, aby mogło trwać dłużej. Ale ten, który go raz zaznał, żyje już tylko wspomnieniem i pragnieniem ożywienia go. Wojna dała mu je. Pokój jest mu zatem wrogiem. Wrogami są mu także ci, którzy pragną pokoju!

X.

Clerambault i Camus wymieniali swe myśli. Wymienili je tak gruntownie, że Clerambault nie wiedział w końcu, gdzie się jego własne myśli podziały. W miarę jak gubił siebie samego, odczuwał tem bardziej potrzebę działania: był to dla niego sposób objawiania swych przekonań... Objawiania swych przekonań? Niestety! Były to przekonania Camusa, które wypowiadał. Pomimo całego swego ognia i zapału, był tylko echem... i to jakich nędznych głosów!
Zabrał się do pisania dytyrambów wojennych. Poeci, którzy nie wyruszyli do boju, współzawodniczyli między sobą na tem polu. Niema widoków, by ich utwory przeszły do pamięci następnego pokole-