Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opuszczony, stałem jednak, i podniósłszy głowę, z radością do gór przemawiałem; świat cały śmiał się do mnie, aż nareszcie na skrzydłach nadzieji niesiony i stąpając w powietrzu nieledwie, powróciłem w bramy rezydencyi. Odepchnęła mnie; lecz czułem, że dość mi zawołać jej imię, by powróciła radośnie. Ucieczka ta to słabość kobiety, od której nawet ona najdziwniejsza wpośród płci swojej, wolną nie była. Kochała mnie, a ja miałem odjechać? O, nie, Olallo! Miałem opuścić zamek? Nie ja, Olallo, Olallo moja!
Imię to z jakiemś radośnem upojeniem wybiegało mi na usta. Ptaszek zaświegotał równocześnie na gałęzi, a że śpiew ptasząt był rzadkością w tej porze, sądziłem, że wraz ze mną nazwę jej powtarza, on zaś tylko chciał mi szczęścia życzyć. I naraz całe oblicze przyrody zmieniło się znów dla mnie. Od wspaniałych, majestatycznych gór do najlżejszego listka, do najmniejszej muszki, do kamiennych skał nawet, wszystko przybrało nagle pozory życia i ruchu, wszystko radośnie uśmiechać się zdawało. Słońce uderzało o stoki Sierry z siłą przejmuiącą, a ziemia pod potężnem tem promieniowaniem fale balsamicznej wysyłała woni; drzewa rozpłomienione szeptały cicho, rozkoszny zaś dreszcz życia i pracy całą przebiegał naturę. Silny i podstawowy a jednak dziki i gwałtowny odcień miłości, zbudzonej w mem sercu zdawał się stanowić klucz do zrozumienia tajemniczego języka przyrody; kamienie też nawet, staczające się pod uderzeniem stopy, czyniły mi wrażenie istot żyjących i przyjaznych.
Olalla! Jedno dotknięcie jej przyspieszyło bieg krwi mej, odświerzyło ją i wzmocniło, dostroiwszy się napowrót do wyżyn, na których serce, stanowiąc jedność tylko z rodzicielką jego, ziemią, pojąć ją jeszcze umie. Jedno jej spojrzenie podniosło mię do poziomu, o którym ludzie, wśród czczych swych zgromadzeń i szablonowej grzeczności, zapominać zwykli.
Miłość paliła mię z ogniem wściekłości, tkliwość