Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łączyła w sobie wszystko, o czem w jednej istocie nie śmiałem marzyć nawet.
Chociaż serce me bolało, a oczy tęskniły za widokiem czarodziejki, nazajutrz nie zobaczyłem jej wcale. Następnego dnia dopiero, wracając o zwykłej godzinie z przechadzki, ujrzałem ją na tem samem miejscu, źrenice znów się w jednym porywającym zlały uścisku. Byłbym się przybliżył, byłbym przemówił; pomimo jednak, że serce, w potężne ujęte okowy rwało się ku niej, jakby niewidzialnym pociągane magnesem, instynkt wewnętrzny powstrzymał mnie o tyle, iż oddawszy ukłon nizki, poszedłem dalej. Olalla nieme to powitanie bez żadnej pozostawiła odpowiedzi; przecudne jej oczy tylko biegały za mną w milczeniu.
Uprzytomniając sobie rysy ukochanej, czytałem w nich, w jak w księdze otwartej. Ubrana była z pewnym odcieniem zalotności, oraz z właściwem jej matce upodobaniem do żywych kolorów. Suknia, własnemi zapewne uszyta rączkami, z niezwykłym wdziękiem wysmukłą uwydatniała postać, otwarta zaś, według miejscowego zwyczaju, lekko na piersiach, odkrywała szyję i — pomimo ubóstwa rodziny — złoty pieniądz, na barwnej zawieszony wstążce. Drobna ta oznaka świadczyła najlepiej, iż zarówno życie jak piękno urok pewien dla niej posiadały. Z drugiej jednak strony, w wielkich jej, podniesionych ku mnie źrenicach, odzwierciedlała się niezgłębiona toń smutku, uczucia i czarnej rozpaczy, blask nadziei i poetyczne nieziemskie światło. W pięknem ciele godna go, bo wzniosła i szlachetna mieszkała dusza.
Czyż miałem pozwolić, aby przepyszny kwiat ten zwiądł samotnie wśród pustych szczytów i zwalisk średniowiecznego zamczyska? Czy mogłem wzgardzić wspanialszym darem, ofiarowanym mi w milczeniu, lecz tak wymownie, przez cudowne jej źrenice? Czy spotkawszy na drodze mej duszę, rwącą się do miłości i świata, miałem odepchnąć ją i pozostawić w tych