Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaki pierścień? z jakiej dziupli?
— A mnie Marja Cyrylówna... a ten pierścień... Sasza zmieszał się, zaplątał. Cyryl Piotrowicz zmarszczył się i rzekł, kiwając głową:
— Tutaj zamieszana Marja Cyrylówna. Przyznaj się do wszystkiego, albo tak cię spiorę rózgą, że nie poznasz rodzonej matki.
— Jak Boga kocham, tatuniu, ja ojczulku... Mnie Marja Cyrylówna nic nie kazała, tatuniu.
— Stiepan! idź i zetnij mi dobrą, świeżą brzozową rózgę.
— Czekaj, ojczulku, ja wszystko opowiem. Dziś biegałem po dziedzińcu, a siostra Marja Cyrylówna i... i... ten ryży chłopiec chciał pierścień ukraść.
— Przypadkiem zgubiła, tyś chciał schować... Stiepan! idź po rózgi.
— Tatusiu, poczekaj, już wszystko opowiem. Siostra Marja Cyrylówna kazała mi pobiec do dębu i położyć pierścień do dziupli; ja pobiegłem i położyłem pierścień a ten brzydki chłopiec...
Cyryl Piotrowicz zwrócił się do brzydkiego chłopaka i zapytał groźnie: „czyj ty?“
— Jestem z czeladzi panów Dubrowskich, odrzekł ów.
Twarz Cyryla Piotrowicza zachmurzyła się. — Zdaje się, że ty mnie nie uznajesz za swego pana — dobrze. A coś robił w mym ogrodzie?
— Kradłem maliny.
— Aha! Sługa wdał się w pana. Jaki pop, taka parafja; a czy malina u mnie rośnie na dębach? czy to kto słyszał?