Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powalił on Saszę na ziemię i chwycił go za gardło. Lecz równocześnie silna ręka wpiła się w jego ryże i szczeciniaste włosy, a ogrodnik Stiepan podniósł go na pół łokcia w górę.
— Ach ty ryża bestjo, mówił ogrodnik, jakże ty śmiesz bić małego panicza?
Sasza zdołał podnieść się i przyjść do siebie.
— Tyś mnie schwycił pod pachy, rzekł on, inaczej nigdybyś mnie nie przewrócił. Oddaj teraz pierścień i wynoś się.
— Niby jakto, odrzekł ryży i, nagle obróciwszy się na miejscu, uwolnił swą szczecinę z ręki Stiepana.
Rzucił się już do ucieczki, ale Sasza dopędził go, trącił w plecy i chłopiec upadł do góry nogami. Ogrodnik złapał go znowu i związał paskiem,
— Oddaj pierścień! krzyczał Sasza.
— Poczekaj paniczu, rzekł Stiepan zaprowadzimy go na rozprawę do ekonoma.
Ogrodnik zaprowadził jeńca do dworu a Sasza towarzyszył mu, poglądając z niepokojem na swe spodnie, podarte i zasmarowane zielenią. Naraz wszyscy trzej znaleźli się przed Cyrylem Piotrowiczem, idącym na przegląd stajni.
— A to co? — zapytał Stiepana.
Stiepan krótko opisał całe zajście.
Cyryl Piotrowicz wysłuchał go z uwagą.
— Ty urwisie, rzekł, dlaczegoś się z nim pobił?
— On ukradł z dziupli pierścień, ojczulku każ mu oddać pierścień.