Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słońca zakradł się do izdebki. Od ośmiu dni żyli resztkami polenty, nabytej u sąsiadki.
W drodze do Monzy spojrzeli na się uważniej: byli chudzi i bladzi; uściskali się.
— Przeżyliśmy cudowną zimę; szczęście musi zaświtać.
— Patrz!... — Melanja uśmiechnęła się jak czarodziejka.
Na drodze leżały dwa srebrne liry. Co za bal! Gdy nasyceni przybyli do domu, znaleźli na stole list; tkalnia w Ferrarze przyjęła ofertę Krzysztofa i przysłała na koszta podróży; starczyło na dwa bilety trzeciej klasy!
Buchalter i magazynier fabryki w Ferrarze lękali się zapowiedzianego przybycia właściciela, posła Bizarri. Był to srogi pan; księgi handlowe były niedbale prowadzone. Krzysztof ofiarował się doprowadzić je pracą nocną do porządku. Melanja pracowała z nim.
— Gdybym cię nie miał, nie mógłbym zarobić tych czterech tysięcy lirów.
Pewnego wieczora odwiedził ich zarządca fabryki.
— Pan żonaty? Doskonale, w nasze nieco monotonne towarzystwo wchodzi piękna kobieta, doskonale!
Przez dwa lata żyli w spokoju. Potem poczęto ozięble kłaniać się Melanji, półsłówkami zbywać Krzysztofa w towarzystwie. W mieście był jeden z ajentów handlowych jego ojca.
— Jak on nas prześladuje! — rzekła Melanja, głęboko zatroskana — jak straszną zionie nienawiścią!
Krzysztof pomyślał: