Strona:PL Niemcewicz - Rok 3333.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z ogromną lisią czapką i z upudrowanemi pejsakami, wrzeszcząc co miał głosu: „Stój waść". Tu dryndulkarz, obróciwszy się, rzekł mi: „dajcie mu talara“. — Uczyniłem jak radzono, i natychmiast talar przełamał zaporę. Jak całego miasta, tak też nie poznałem i dawnego zamku Zygmuntów. Bóg sam wie, co to było za straszydło! Stało na dziedzińcu mnóstwo teleg, koszlawych karet i koczów. Przy wnijściu na wschody, druga przeszkoda, podobnież z mej strony ustawiona jak pierwsza. Wsze­dłem nakoniec na pokoje królewskie. Pokazanie się moje, strój, postać, niemałe sprawiły zadziwienie, zaczęło żydowstwo szeptać, krzywić się, gdy dwóch młodych żydków w popielatych łapserdakach z czarną aksamitną lamówką zbliżyło się do mnie. Spo­strzegłem, że to były szambelany, gdyż przy wiszących cycelach nosili u kolan klucze. „Waści tu nie wolno wchodzić!" rzekł mi jeden dość przykro.
Nie tracąc przytomności, pamiętny na rady dorożkarza, dobyłem dwa dukaty i po jednym każdemu z szambelanów nieznacznie wścibiłem do ręki. Natychmiast wypogodziły się czoła młodych izraelitów. Jeden z nich pobiegł do Wielkiego Marszał­ka, jak rozumiem, z doniesieniem o mnie, drugi pozostawszy: „uważam, rzekł, że waść jesteś cudzoziemcem, ciekawym zapewne widzieć dwór Najjaśniejszego Judy, szczęśliwie wcale trafiłeś, ujrzysz go w całej okazałości, dziś bowiem jest uroczystość ob­rzezania Najjaśniejszego królewicza Leyby. Król okaże się w całej okazałości, jeżelibyś waść znał się na grzeczności, tobym ja mu służył za przewodnika, okazał i oprowadził wszędy". Lubo przymówienie się to ze strony szambelana dworskiego zdawało mi się cokolwiek niedelikatnem, z tem wszystkiem rzuciwszy oko na pejsaczki przestałem się dziwić, i dobywszy dwa jeszcze du­katy, wsunąłem w dłoń szambelanowi. Ściskając mię za rękę, rzekł: „Nie odstąpię waści, aż wszystko obejrzysz. Pójdźmy do drugiego pokoju, gdzie są zebrani panowie radni i ministrowie". Żydziak szepnął do ucha na prawo i na lewo, wraz nam uczyniono miejsce. Weszliśmy do wielkiej sali pozłacanej, lecz brud­nej, po jednej i drugiej stronie siedziały żydy w bogatych łapserdakach. Acz kosztownie ubrani, uważałem jednak, że pantofle ich nie były wychędożone, i nie było jednego, coby nie miał pończoch granatowem suknem na piętach łatanych. Przy samych drzwiach stało dwóch żołnierzy z lejbgwardji, mających na łapserdakach blaszane posrebrzane zbroje i włócznie w ręku. Wkrótce uwagę moją obudziło mocne potrójne uderzenie we dzwi. Na