Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swoich szalonych marzeń w ciche odmęty niebiosów, wśród wieczności gwiazd przepływając, zapomniałem, że jakakolwiekbądź ziemia istnieje — i oto usłyszałem dopiero trąbkę trzeciej zmiany strażnicy. Ocknąwszy się, ujrzałem podwórze puste, a wrota kazamatów żelaznymi ryglami zasunione.
Próbowałem odciągnąć zawory — wiedząc, jak okrutnie karzą opóźnionych — napróżno.
I uspokoiłem się nagle spokojem konieczności. Przechadzając się, spoglądałam na gwiazdy, swobodnie toczące się w bezkresnych przestworach: Orjon zawieszony był właśnie na szczycie wieżycy — Aldebaran ostatnie promienie słał mi z za blanku — a siedem gwiazd królowej Bereniki prosto nad moją głową świeciło — siedem gwiazd koronowało moje czoło niewolnika.
W północnym zakącie podwórca skała pionowa odgrażała się olbrzymią maczugą niebiosom.
Nie było podobieństwa wedrzeć się na nią ludziom — ale ja po zrębach wąziutkich piąłem się coraz wyżej, aż naglem uderzył głową o wykrot...
Kres tu mojej wędrówki ku gwiazdom!...
Z rozpaczą przycisnąłem się do zimnej skały, jakby próbując rozeprzeć swoją tęsknotą —
a wtem stała się rzecz boska.
Srebrzysta melodja rozperliła się — niby słowiki w noc majową — z tajemniczych oddali płynie gondola cudownej, brylantowej pieśni.
O gwiazdy — jedyne powiernice mojej duszy — nigdy potężniej huragan miłości nie uderzył w pierś niewolnika!
Wyciągnąłem ręce — i, chwyciwszy jakąś wizję oparcia, rozkołysałem ciało swoje i, kręgiem je zatoczywszy —