Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Telesfor. Bagatela.
Kamilla (j. w.). To cóż z tego, że zabroniłam? Przecież nieraz zabraniam mu całować się po rękach, a jednak całuje.
Telesfor (z filuternym uśmiechem, wstając). To może mu to powiedzieć?
Kamilla (zatrzymując go). Nie, nie, nie, wujaszku; skoro woli z innemi, skoro mu to większą przyjemność sprawia...
Fikalski (za sceną). Grande chaine!
Janina. Ależ dziecko z ciebie Kamilko, tańczy, bo prosiłam, ale bądź pewna, że mu to nie sprawia wcale przyjemności.
Kamilla (z irytacją). O! moja kochana, tylko go nie broń; bo na własne oczy widziałam, jak z jedną z panien Ciuciumkiewicz tańczył aż trzy razy w koło, czy to także musiał?
Telesfor (drocząc się). A i ja to także zauważyłem, że coś zanadto kręci się koło tych panien Ciuciumkiewicz.
Kamilla (do Janiny). A co, słyszysz?
Janina (z uśmiechem). Miałażbyś być zazdrosną o panny Ciuciumkiewicz?
Telesfor (j. w.) A kto wie? Diabeł nie śpi. Ha, ha, no to by dopiero była historia, gdyby jej która z nich kawalera zdmuchnęła z przed nosa.
Kamilla (na pół z płaczem). Niech mi wujaszek nie dokucza, bo się naprawdę pogniewam (idzie naprzód sceny na prawo, a potem do drzwi).
Telesfor (idąc za nią). Daj pokój, gniew piękności szkodzi (śpiewa). Hańdzin miła nie żury sia... wychodzi za Kamillą na prawo).
Fikalski (za sceną). A sa place.